Niestety mila ekskursja do kraju abisynskiego dobiega konca. Coprawda o malo sie nie przedluzyla, na skutek braku biletow powrotnych z Bahir Dar do Adidasa Ameby, na szczescie (niestety) jedna jakos udalo mi sie dotrzec na styk z samolotem. Aby powrocic do naszej pieknej Lachowizny czekaja mnie jeszcze dwa duze wyzwania. Po pierwsze musze jutro o 4.30 po europejskiemu (10.30 po etiopskiemu) wstac na samolot. Najwiekszym wyzwaniem w tej kwestii pozostaje 200 birow pozostajacych nadal w moim portfelu. Dla niewtajemniczynych przeliczam, ze wystarczy to na 33 pollitrowe browary w pobliskiej knajpie i jeszcze zostanie 2 biry napiwku dla kelnerki. Drugie wyzwanie czeka mnie pojutrze i jest podobne w swej istocie. Wydaje sie prostsze bo odlot ze Stambulu o 10.50, dolarow mam nie za duzo a tureckie piwo jest drozsze niz etiopskie, pozory moga jednak mylic. Zwlaszcza majac na uwadze moj sentyment do tego miejsca oraz piwa marki Efez. Sentyment jest wielowatkowy, natomiast Efez jednowatkowy, co moze dac rozne efekty.
Wracajac do relacji stricte podrozniczej informuje, ze dwudniowy wypad nad jezioro Tana podobal mi sie calkiem. Zwlaszcza, ze byl nadprogramowy. Wreszcie po ponad 20 dniach pobytu w Koptolandzie udalo mi sie zwiedzic koptyjski kosciol. Przy tej okazji miejscowi obwozili nas lodka po jeziorze. Oczywiscie probowali nas i siebie utopic, ale czynili to wyjatkowo nieudolnie w porownaniu z nidosciglymi gwinejskim wzorcami rodem z Archipelagu Bijagos. Widzialem tez Nil Blekitny, ktory rozni sie od Nilu tyle co krzeslo elektryczne odd krzesla, ale dla mnie sztuka jest sztuka (cytuje za filem Kroll). To tyle. Od poniedzialku mozna sprawdzac czy udalo mi sie sprostac Dwom Wyzwaniom.